Postanowiłem czasem na blogu umieścić własne odczucia, przemyślenia.
Nie, nie! Jestem daleki od prowadzenia dziennika, Zawsze uważałem to za niepotrzebne uzewnętrznianie emocji, przeżyć. Jest to oczywiście moje zdanie i nie zamierzam nikogo obrazić.
Zapewne pisze te słowa jako formę rozmyślania. Pojawiające się myśli, które, zamiast zniknąć wyparte natłokiem spraw, na chwile zatrzymają się w przestrzeni elektronicznej.
Dziś pojawiła się właśnie taka natarczywa myśl. Myśl o tym, że antagonizm między Tradycyjnym Katolicyzmem, a jego liberalną formą. Antagonizm ten dotyczy postaw ludzkich, bo przecież nie Kościoła Świętego.
Ten antagonizm jest jakby walką o ukazanie Jezusa Chrystusa jako osoby. Osoby realnie istniejącej i działającej. Mam czasem przykre wrażenie, jakby w Kościele rozpanoszył się kult idei chrześcijańskiej. Nawet Jezus Chrystus jest przedstawiany jako idea. Jako wytwór geniuszu ludzkiej (chrześcijańskiej) myśli filozoficznej. Pojawiają się osoby, które są gotowe walczyć i „zabijać” w obronie Idei, (swojego spojrzenia na świat, swoich przyzwyczajeń, etycznych przekonań).
Chrystus, ten z Ewangelii jest jakby niepotrzebnym balastem, czymś, co przeszkadza, w krzewieniu wolności, postępu, równości „chrześcijańskości”. Przeszkadza w głoszeniu kultu człowieka. Sugestia, by Boga poszukiwać w bliźnim, odwraca uwagę ludzi od sakramentów, od adoracji Eucharystii.
Odprawiając dziś Mszę Świętą, z pewnym niesmakiem spojrzałem na swój ornat. Przedstawia on w sposób bardzo symboliczny postać człowieka, mając dużo dobrej woli, można powiedzieć, że to człowiek. Gdyby zapytać osobę nieznająca wiary katolickiej co widzi na ornacie, zapewne odpowiedziałaby, że widzi samolot, lub inny przedmiot wytworu rąk ludzkich.
Przypomniałem sobie ornat rzymski w kolorze czarnym, gdzie jest przedstawiony Pan Jezus. Kilka razy w nim odprawiałem Msze Święte, za zmarłe bliskie mi osoby.
Dbałość o szczegóły w tym ornacie wyraża miłość, jaką projektant miał do Boga. Korona cierniowa, każdy kolec raniący umiłowanego Pana, przedstawiony realnie, jako ból, jako zbawienie grzeszników. Krople krwi płynące po twarzy Zbawiciela. Wszystko takie realne, takie prawdziwe.
To nie Idea, nie wizja filozoficzna chrześcijańskiej Europy, nie wartości, nie ideały, na tym ornacie cierpią. Tam cierpi mój Pan Jezus, mój Bóg.
Zdałem sobie sprawę, jak bardzo jestem zaplątany w dywagacje, mędrkowanie.
A potrzeba tak mało, potrzeba tylko jednego.
Marto, troszczysz się o tak wiele... Maria obrała lepszą cząstkę.
Muszę więcej czasu poświecić na adoracje Pana Jezusa w Eucharystii na kolanach, a mniej na debatowanie kim jest Jezus, i jakim jest.
Pax et Bonum.
Nie cuzlugiemi natosopowodu suego cylia... cysia, lekufamy...
7 miesięcy temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz